To był niesamowity piątek dla gzubów z Jeżyków i Żabek. Tak o nim opowiadały: Zanim pojechali my na wyprawę śladem Świyntygo Marcina i jego rogali, u nas przedszkolu panował istny rajzefiber. W Muzeum Rogala mieli my zbadać jak to naprawdę z tymi świętomarcińskimi wypiekami było. I my spokojnie czekać nie mogli na takie jasne z modrym! Najpierw szybko przebierali my girkami, ino żeby się nie wykopyrtnąć i Koziołki zobaczyć. Panie dla nas wymarały trochę miejsca, bo tam na rynku wuchta wiary była, a my zadzierali nasze sznupki i liczyli tryknięcia. Po 12-stym rug cug do muzeum, bo zaraz za winklem było ! Tam ancugi w antrejce zdjęte. Wszystkie Mele pięknie w cukiernicze boby wypindraczone, a wszystkie Szczuny fifnie z podwiniętymi rękawami zaczęli my pod okiem Rogalowego Mistrza wypieki rychtować. A chichrały się my co nie miara. Tam radę piekarza Walentego poznały: bambrom klopnąć rogale za bejmy i tak biedakom uszporać na zdrowie, co by im się puste żołądki nafurtowały ! Obiecały my „Farynę i młodzie szanować, jak Święty Marcin z potrzebującymi podzielić się, cnót akuratności przestrzegać i pyszne rogale na całym świecie sławić”.
Gzuby rogala chapsnęły i do przedszkola bez marudzenia na fleku wróciły. Poruty nie było! Gzuby nie żadne gamuły i lejzy są!
Gzuby rogala chapsnęły i do przedszkola bez marudzenia na fleku wróciły. Poruty nie było! Gzuby nie żadne gamuły i lejzy są!
wysłuchała i spisała Ciotka Marianna od Wuja Binia